Jakość w szpitalach, czyli bakterie nie mają litości dla certyfikatów

Ryszard Rotaub/Rynek Zdrowia - 05-11-2017
Jakość w szpitalach, czyli bakterie nie mają litości dla certyfikatów

- Monitorowanie działalności klinicznej, nadzór nad infrastrukturą szpitalną i deficyt kadry medycznej - to główne problemy, jakie muszą rozwiązać szpitale ubiegające się w o certyfikat akredytacyjny - wylicza Halina Kutaj-Wąsikowska dyrektor Centrum Monitorowania Jakości w Ochronie Zdrowia (CMJ).

- Obecnie status jednostek akredytowanych posiada Polsce ponad 200 szpitali. Od 2010 r. do połowy roku 2017 CMJ przeprowadziło ok. 500 wizyt, w wyniku czego ok. 14% szpitali nie uzyskało statusu jednostek akredytowanych, czyli ok. 70 szpitali nie przeszło procesu akredytacji - zaznaczyła Halina Kutaj-Wąsikowska, dyrektor CMJ podczas XIII Forum Rynku Zdrowia (Warszawa, 23-24 października 2017 r.).

Po pierwsze kadry
Wymieniała też najważniejsze problemy, które muszą rozwiązać szpitale ubiegające się o akredytację Ministerstwa Zdrowia - Przede wszystkim są to sprawy kadrowe. Od szpitali akredytowanych wymagamy, aby prowadziły własne analizy działalności klinicznej, żeby szpital wiedział, jak leczy pacjentów, jaki ma procent zakażeń i analizował jakość zabiegów - podkreśliła Halina Kutaj-Wąsikowska.

- Monitorowanie działalności klinicznej, nadzór nad infrastrukturą szpitalną i deficyt kadry medycznej - to główne bariery, które muszą pokonać szpitale ubiegające się o certyfikat akredytacyjny - podkreślała dyrektor CMJ w trakcie sesji panelowej pt. „Od izby przyjęć do wypisu - cz. II”.

Po drugie pieniądze
Część dyskusji dotyczyła finansowania szpitali w naszym kraju, którego podstawowym źródłem pozostaje budżet NFZ. - Plan finansowy NFZ na 2018 r. przewiduje na leczenie szpitalne 40 mld zł, to jest 5% więcej niż w roku bieżącym - poinformował Maciej Miłkowski, zastępca prezesa NFZ ds. finansowych.

Zwracał uwagę, że wraz z wprowadzeniem systemu podstawowego zabezpieczenia szpitalnego (tzw. sieci szpitali) do leczenia szpitalnego zostały przesunięte środki z lecznictwa ambulatoryjnego. - Czyli wszystkie poradnie przyszpitalne w sieci szpitali, jeśli chodzi o finansowanie, przeszły z lecznictwa ambulatoryjnego do budżetów szpitali. Szacujemy, że będzie to w przyszłym roku ok. 1 mld zł - powiedział prezes Miłkowski.

Jak stwierdził, ostateczna kwota zależy od tego, jakie świadczenia będą wykonywały podmioty lecznicze. - Świadczeniodawcom opłaca się wykonywać więcej świadczeń w trybie ambulatoryjnym, gdyż system promuje przesuwanie świadczeń z trybu szpitalnego do ambulatoryjnego - zaznaczył.

- Teraz nie wiemy, jakie będzie wykonanie. Znamy plan ogólny leczenia szpitalnego, ale nie znamy planów poszczególnych szpitali. Trzeba poczekać na zamknięcie okresu rozliczeniowego. W każdym razie budżet na leczenie szpitalne jest znacząco wyższy, ale jak wiadomo, oczekiwania są jeszcze wyższe - skonstatował Maciej Miłkowski.

Odniósł się też do kwestii finansowania podwyżek dla pielęgniarek i położnych. Stwierdził, że świadczenia dla pielęgniarek i położnych są wypłacane jako dodatkowe, wyodrębnione środki finansowe. - W tym roku jest to ok. 2,6 mld zł, w przyszłym roku - ponad 3,7 mld zł. Te pieniądze są znaczone w tym sensie, że powiązane z liczbą pielęgniarek i położnych zgłoszoną przez poszczególne podmioty - sprecyzował.

Zaczyna brakować personelu technicznego
Dodatkowe pieniądze łagodzą problemy kadrowe w szpitalach, ale ich nie rozwiązują. Brakuje nie tylko pielęgniarek i lekarzy. Zaczyna brakować także personelu pomocniczego i technicznego - m.in. hydraulików, elektryków, konserwatorów. Mówiła o tym Sabina Bigos-Jaworowska, dyrektor Zespołu Opieki Zdrowotnej w Oświęcimiu.

- Tego typu pracownicy mają najniższe wynagrodzenie. Nie wybierają szpitala jako miejsce zatrudnienia, idą do branży budowlanej, która jest w stanie zaoferować im więcej - przyznała dyrektor. Wskazała, że sytuację komplikuje to, że coraz więcej zatrudnionych w szpitalach osób przechodzi na emerytury.

- Ratujemy się firmami zewnętrznymi, outsourcingiem, ale i one zapowiadają, że chcą dostawać więcej, o ile w ogóle będą startować w konkursach, bo skarżą się, że też nie mają ludzi. Gdyby nie napływ pracowników z Ukrainy, nie miałby kto pracować - oceniła Sabina Bigos-Jaworowska.

Odniosła się też do kwestii zatrudniania lekarzy i pielęgniarek z zagranicy. Powiedziała, że dostęp obcokrajowców do zawodu lekarza, pielęgniarki i położnej powinien być ułatwiony. - Decyzje w tej sprawie powinny być podjęte jak najszybciej, bo problem narasta z miesiąca na miesiąc. Jest jednak opór ze strony samorządów zawodowych - podkreśliła dyrektor Szpitala Powiatowego w Oświęcimiu.

Remedium to także nowoczesne technologie
Michał Kępowicz, dyrektor ds. relacji zewnętrznych w Philips Polska, nawiązał do problemu braku kadry medycznej i zwrócił uwagę, że krytyczna sytuacja nie dotyczy tylko Polski. - Są opracowania Baku Światowego i WHO, które mówią, że do 2030 roku będziemy potrzebowali przynajmniej 60% więcej osób, które będą w systemie realizowały świadczenia opieki zdrowotnej - informował dyrektor Kępowicz.

Jego zdaniem bolączki związane z brakami kadrowymi może w pewnym zakresie eliminować wprowadzanie nowoczesnych systemów technologicznych. Odwołał się do przykładu.

- W Centrum Zdrowia Dziecka realizujemy projekt dotyczący diagnostyki obrazowej, dzięki czemu zmniejszono dawkę promieniowania o 83 proc. Personel medyczny nie jest narażony na ryzyko związane z promieniowaniem, ma możliwość dłuższego funkcjonowania przy pacjencie, bez obaw, że musi zakończyć pracę z powodu wysokiej dawki promieniowania - tłumaczył dyrektor Kępowicz.

Bakterie sprawdzą jakość
Kolejnym problemem poruszonym przez ekspertów było bezpieczeństwo epidemiologiczne, które jest jednym z ważniejszych wyznaczników jakość świadczeń szpitalnych.

- Bakterie nie uznają certyfikatów, mają w nosie kategorie szpitali, poziomy referencyjności i zadłużenie szpitala. Jakakolwiek improwizacja w najlepszym nawet szpitalu zostanie obnażona przez bakterie - powiedział dr Paweł Grzesiowski, przewodniczący Stowarzyszenia Higieny Lecznictwa, które w tym roku obchodzi jubileusz 20-lecia działalności.

- Bakterie przechodzą przez granice, ochronę szpitalną i z pacjenta na pacjenta - dodał. - Kiedy zaczynaliśmy, zakażenia Clostridium difficile były pojedynczymi zakażeniami, przypisanymi do pojedynczych grup pacjentów. Dzisiaj nie ma w Polsce szpitala, który nie miałby do czynienia z Clostridium difficile. Sytuacja się zmieniła - podkreślał ekspert.

- W latach 90. gros zakażeń to były zakażenia HBV związane ze złą sterylizacją i niskim poziomem dostępności do jednorazowego sprzętu. Dzisiaj patogenów jest o wiele więcej, szczególnie bakterii wieloopornych - alarmował dr Grzesiowski.

Zwykła antybiotykoterapia już nie pomaga
- Wtedy udawało się, bo większość bakterii była wrażliwa na antybiotyki, dzisiaj zwykła antybiotykoterapia nie pomaga - stwierdził. Jak zauważył, bakterie boją się tylko tego, co je zabija, a zabija je dyscyplina.

- Musi ją stosować salowa, pielęgniarka, lekarz, dyrektor - każdy. Tymczasem zachowujemy się totalnie nieostrożnie - zaznaczył specjalista. Jak przekonywał, w prawie każdym z 500 zgłoszonych oficjalnie ognisk epidemicznych wystąpił problem z zachwianiem dyscypliny pracy - albo z powodu braku personelu, albo braku świadomości.

- Mamy coraz większą ilość zakażeń wśród personelu medycznego - dodał. Wskazał, że każdy szpital powinien przeprowadzić u siebie audyt epidemiologiczny i sprawdzić, jaka jest realna możliwość nieprzenoszenia bakterii - podsumował dr Grzesiowski.

Obszerna relacja z sesji, z wypowiedziami wszystkich panelistów i galerią zdjęć:
www.rynekzdrowia.pl