Rezydentury - czy mamy za mało miejsc szkoleniowych?

PW/Rynek Zdrowia - 31-10-2016
Rezydentury - czy mamy za mało miejsc szkoleniowych?

W kraju co roku niewykorzystana pozostaje duża pula miejsc rezydenckich, dlatego system ich rozdziału wymaga zmian - uważali uczestnicy dyskusji odbywającej się na sesji poświęconej kształceniu lekarzy podczas XII Forum Rynku Zdrowia (Warszawa, 26-27 października, 2016 r.).

Jak argumentował Grzegorz Napiórkowski, prezes zarządu Stowarzyszenia Młody Lekarz, dane z wielu lat pokazują, że państwo przyznaje więcej rezydentur niż potem jest wykorzystywanych. Wydaje się, że nie ma niedoboru środków na rezydentury, natomiast przyznawanie miejsc rezydenckich odbywa się w sposób nieco przypadkowy.

Potrzebny system ogólnopolski
Nawet osoba, która uzyskała bardzo dobry wynik na Lekarskim Egzaminie Końcowym może nie dostać się tam, gdzie chciałaby robić specjalizację, jeśli dokumenty złoży tam osoba z jeszcze lepszym wynikiem. Tyle tylko, że do końca o tym nie wiadomo. To m.in. powoduje, że dochodzi do bardzo dużego nagromadzenia lekarzy w ośrodkach akademickich i w dużych miastach, a coraz mniej osób decyduje się na robienie specjalizacji w mniejszych ośrodkach.

- Stworzenie ogólnopolskiego systemu naboru zdecydowanie by pomogło. Na przykład w Hiszpanii, gdzie system jest ogólnokrajowy, osoba zdająca z konkretnym wynikiem egzamin praktycznie dokładnie wie gdzie może się dostać, w konkretne miejsca. Natomiast u nas jest to loteria - mówił Napiórkowski.

Jego zdaniem wspomniane kwestie wymagają racjonalnego pogodzenia: - Minister, przyznając rezydentury, powinien mieć wpływ na to w jakich dziedzinach są szkolone osoby.

Miejsca są zwracane
- Nie ma wątpliwości, że system rezydencki jest tym, który umożliwia zdobycie specjalizacji, systemy pozarezydenckie są marginalne - mówił dr Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej, zaznaczając, że liczba nie tyle przyznanych co wykorzystanych miejsc rezydenckich powinna być równa liczbie absolwentów uczelni medycznych.

Dodał, iż środowisko ma wrażenie, że system dystrybucji rezydentur jest tak skonstruowany, żeby te miejsca były zwracane, a budżet nie ponosił kosztów.

- To nie tylko kwestia rozdziału miejsc rezydenckich, które powinny być przyznawane centralnie, ale na przykład również stworzenia możliwości składania aplikacji w co najmniej dwóch różnych dziedzinach - powiedział dr Hamankiewicz, przekonując, że taka możliwość, w razie braku rezydentur w jednej dyscyplinie, pozwoliłaby na szybsze robienie specjalizacji w innej, z korzyścią dla systemu ochrony zdrowia.

Dodał, że problem są też wymogi dla podmiotów, które akredytowały się i chciałby szkolić specjalizujących się lekarzy. - Niektóre, np. sprzętowe są wręcz absurdalne, nikt ich nie potrafi zrozumieć. Chyba, że istnieją tylko po to, aby stawiać bariery przed ośrodkami, a szkolenie ograniczać do wybranych miejsc? - pytał prezes NRL.

Są i takie specjalizacje, w których - choć czekają wolne miejsca rezydenckie - nie ma chętnych i dzieje się tak nawet w specjalnościach uważanych za prestiżowe. Tak jest na przykład w chirurgii.
Średni wiek chirurga uzyskującego pełną samodzielność decyzyjną wynosi 35-36 lat, to bardzo długo.

Dlaczego nie chcą być chirurgami?
- Długie w tym zawodzie jest także dochodzenie do do niezależności finansowej. Podstawowym miejscem pracy chirurga jest gabinet zabiegowy, a przede wszystkim sala operacyjna, dlatego trudno w tej specjalności pracować na własny rachunek - mówił prof. Grzegorz Wallner, konsultant krajowy w dz. chirurgii ogólnej, kierownik II Katedry i Kliniki Chirurgii Ogólnej, Gastroenterologicznej i Nowotworów Układu Pokarmowego Uniwersytetu Medycznego w Lublinie, podając powody, dla których młodzi lekarze niechętnie zostają chirurgami ogólnymi.

Dodał, że dzisiaj chirurdzy, aby uzyskać godziwe zarobki pracują nawet i w 5 miejscach.

Zdaniem konsultanta krajowego chirurgia młodzi lekarze doskonale zdają sobie sprawę z odpowiedzialności, jak wiąże się z uprawianiem tego zawodu oraz rosnącej roszczeniowości pacjentów.

- Tu odgrywa bardzo dużą rolę negatywna rola mediów szukających sensacji, a je najłatwiej znaleźć w dyscyplinach zabiegowych. Nasze porażki sprzedają się bardzo dobrze. Młodzi ludzie o tym wiedzą i dlatego wolą szukać specjalizacji bezpieczniejszych - uważa prof. Wallner.

W opinii profesora, dla młodych adeptów chirurgii frustrujący jest też dzisiaj ograniczony faktycznie dostęp do nowoczesnych technologii medycznych, stanowiących o atrakcyjności specjalizacji.

- Na podstawie zbieranych ankiet można powiedzieć, że prawie 100 proc. oddziałów chirurgicznych ma odpowiednią aparaturę do technik małoinwazyjnych, ale wykonuje zabiegi tylko w wąskich zakresach, co wynika z małej możliwości dostępu do tego sprzętu i wykorzystywania w ramach kontraktów - zaznaczył konsultant krajowy.

Odpowiadając na uwagi dotyczące systemu przydziału rezydentur Marek Kuciński, z-ca dyrektora Departamentu Nauki i Szkolnictwa Wyższego Ministerstwa Zdrowia, przekonywał z kolei, że liczba zaprojektowanych rezydentur jest zawsze nieco większa niż liczba osób odbywających staż podyplomowy.

Zdaniem dyrektora departamentu, zgłaszane przez młodych lekarzy braki w liczbie miejsc rezydenckich dotyczą głównie tych osób, które chcą kształcić się w specjalizacjach uchodzących za atrakcyjne.

- Tam, gdzie chętnych na robienie specjalizacji mamy nadmiar w stosunku do zapotrzebowania minister nie przyzna więcej miejsc rezydenckich, bo byłoby to marnotrawienie środków - dowodził dyrektor Kuciński, zaznaczając jednak, że kwestia rozdziału miejsc szkoleniowych wymaga dyskusji.